Zdaniem ministerstwa popularność amerykańskiej aplikacji na polskim rynku jest efektem m.in. niskiej jakości usług świadczonych przez licencjonowanych taksówkarzy
Z wielkim zainteresowaniem przeczytałem na portalu Bankier.pl, że oto poseł Piotr Liroy-Marzec (tak, tak ten Pan od muzyki) otrzymał wreszcie odpowiedź na swoją interpelację dotyczącą działalności Ubera w Polsce. Poseł w piśmie skierowanym do resortu finansów utrzymuje, że istnieje uzasadnione podejrzenie łamania przez Ubera polskiego prawa w szczególności w zakresie ustawy o transporcie drogowym – kierowcy współpracujący z amerykańską firmą nie posiadają licencji uprawniających do wykonywania przewozów oraz odpowiednich badań lekarskich.
– Dlaczego powszechnie akceptowana jest sytuacja, w której kierowcy Ubera świadczą usługi przewozu osób bez ukończenia wymaganego ustawowo szkolenia, bez zdania egzaminu państwowego na taksówkarza, bez taksometru, bez kasy fiskalnej, a jednocześnie spełnienia tych wszystkich formalności wymaga się od osób chcących trudnić się przewozem osób taksówką, zgodnie z literą prawa – pytał w interpelacji poseł Liroy.
W tym pytaniu zawierającym gotową tezę, przedstawiono nieco wyidealizowany obraz rynku przewozów osobowych w Polsce. Każdy, kto próbował wziąć taksówkę spod dworca lub z lotniska, wie, że tak pięknie jak to opisał poseł Liroy, w Polsce wcale nie jest. Zresztą w obszernej, bo liczącej jedenaście stron odpowiedzi na interpelację, pisze o tym Ministerstwo Rozwoju i Finansów: – Nie można też nie wziąć pod uwagę okoliczności, że zapotrzebowanie na takie alternatywne usługi przewozowe wynika w pewnym stopniu z nieprawidłowości przy wykonywaniu usług przez taksówkarzy (niewłączenie taksometru, brak wydruków z kas fiskalnych, zawyżanie cen za przejazd) – pisze wiceminister Marian Banaś.
Pomijając obszernie opisywaną w dokumencie kwestię opodatkowania kierowców oraz samego Ubera z odpowiedzi resortu główny przekaz płynie taki, że Uber jest jedynie pośrednikiem w łączeniu pasażerów i kierowców, więc nie może odpowiadać za ewentualne naruszenia przepisów współpracujących z nim osób. Wniosek: winni są kierowcy, którzy nie dopełniają obowiązku uzyskania stosownych pozwoleń i licencji, a nie amerykańska korporacja.
Przy okazji resort finansów zdecydował się na konkluzję, która może być nie po myśli posła Liroya, ale która mi się osobiście bardzo podoba, bo daje nadzieję, na ucywilizowanie rynku przewozów osobowych w Polsce. Po pierwsze powołał się na opisywaną już wielokrotnie przeze mnie, korzystną dla Ubera opinię prezesa Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Po drugie wspomniał o liberalizacji rynku.
– W związku z powyższym, zasadnym jest rozważenie modyfikacji przepisów, skutkujące liberalizacją rynku przewozu osób. Pozwoliłoby to na objęcie regulacjami jak najszerszej grupy przewoźników, z jednoczesnym wyeliminowaniem szeregu obserwowanych patologii. Mogłoby to też wpłynąć korzystnie na poziom jakości oferowanych usług, spadek cen oraz poszerzenie bazy podatkowej – podsumowuje ministerstwo. Czekam zatem na liberalizację przepisów, niższe ceny oraz lepszy standard usług i piszę to całkiem poważnie.