Nie mogłem się nadziwić, że w ten sposób traktuje się tu klienta i jego czas. Wyszedłem z mocnym postanowieniem, że więcej do tego banku nie wrócę
Wkrótce miną trzy lata odkąd mieszkam we Francji, ale tutejszy system bankowy wciąż potrafi mnie zaskoczyć. Już samo otwarcie konta w banku to bardzo ciekawe doświadczenie. W Polsce miałem rachunki w kilku bankach. Co jakiś czas otwierałem nowe i zamykałem stare testując przy tym produkty poszczególnych instytucji. Nie przyszło mi nawet do głowy, że we Francji, by robić to samo, trzeba się wykazać nie lada determinacją.
Kilka miesięcy temu postanowiłem założyć rachunek, bo chciałem skorzystać z debiutującego tu Apple Pay. Poszedłem więc do banku Caisse d’Epargne, którego to nazwy nie potrafię wymówić do dzisiaj i zapytałem o Apple Pay. Pani w okienku nie miała pojęcia, o czym mówię, ale zgodnie z procedurą umówiła mnie na spotkanie w celu otwarcia konta. Uwaga! Spotkanie miało się odbyć za 2 tygodnie. Dostałem wykaz dokumentów, które trzeba przygotować, wpisałem termin w kalendarzu i grzecznie czekałem, w międzyczasie gromadząc stos papierów.
Dwa tygodnie później stawiłem się w oddziale z pełną teczką dokumentów. Wśród nich m.in. kilka rachunków za prąd z adresem i własnym nazwiskiem (świętość!), kopia umowy o pracę, kopie zaświadczeń o wynagrodzeniu za trzy ostatnie miesiące i dowód osobisty. Na widok tego wszystkiego usłyszałem od właśnie przydzielonego mi doradcy, że wprowadzenie danych do systemu zajmie trochę czasu. Zostałem poproszony, by iść na kawę. Obiecano mi, że po ok. 30 minutach pracownik banku telefonicznie poinformuje mnie, gdy wszystko będzie gotowe.
Wróciłem po godzinie, bo nie doczekałem się telefonu. Na mój widok przydzielony doradca z uśmiechem rzucił, że niestety nie wyrobił się z przygotowaniem umowy, a już ma kolejne spotkanie, więc poprosił, abym umówił się na następny termin. Przez dłuższą chwilę nie mogłem wyjść z podziwu, że w ten sposób traktuje się tu klienta i jego czas. Wyszedłem z mocnym postanowieniem, że więcej do tego banku nie wrócę.
Niestety musiałem. Parę tygodni później otrzymałem pocztą list z banku. Ale nie, nie było w nim karty, co jest normą w procesie otwierania rachunku w Polsce. Francuski bank zapraszał mnie po jej odbiór do oddziału! Co ciekawe, doradca otworzył mi konto bez podpisania ze mną umowy, przedstawienia oferty czy informacji i kosztach związanych z korzystaniem z rachunku i karty, o Apple Pay nie wspominając.
W Polsce nie doceniałem tego, w jak nowoczesny sposób byłem obsługiwany i jak daleko instytucjom znad Wisły udało się pod tym względem zajść. Mam wrażenie, że bankom z Francji zajmie to lata świetlne. Na ich miejscu rzeczywiście zacząłbym się obawiać konkurencji ze strony firm z sektora fintech. Banki z Polski na razie chyba nie muszą...
Z Francji dla Cashless Tomek Bobrowski, lazurowyprzewodnik.pl