W razie kłopotów banku licencjonowanego w Wilnie, to władze Litwy będą organizować zwroty pieniędzy wynikające z gwarancji depozytów
Ostatnie tygodnie przyniosły prawdziwy wysyp informacji o kolejnych firmach, które uzyskały różnego rodzaju licencje od litewskiego nadzoru finansowego. Wśród nich znalazła się m.in. spółka amerykańskiego giganta Alphabet (właściciel wyszukiwarki Google), która otrzymała zezwolenie na działanie w charakterze instytucji pieniądza elektronicznego, czy Revolut, który zdobył licencję bankową. Podobne zezwolenie dostała także firma European Merchant, a wywodzący się z Polski Kontomatik – zezwolenie na dostęp do informacji o rachunkach bankowych, tzw. AIS.
Litwini realizują w ten sposób strategię, której celem jest stworzenie w tym kraju europejskiego centrum fintech. Szanse na to rosną m.in. w związku z wyjściem Wielkiej Brytanii z UE. Litwa ma nadzieję, że stanie się licencjodawcą dla wielu firm, które dotąd działały na podstawie zezwoleń wydawanych przez nadzór w Londynie. Na podstawie litewskich licencji fintechy dzięki europejskiemu paszportowi mogą prowadzić działalność we wszystkich krajach wspólnoty.
Wiele firm decyduje się na składanie wniosków licencyjnych w Wilnie ze względu na ułatwienia wprowadzane przez tamtejszy nadzór. Procedury związane z uzyskaniem zezwolenia na działanie w charakterze instytucji płatniczej, pieniądza elektronicznego czy nawet pełnej licencji bankowej mają tam trwać nieraz kilka razy krócej niż w innych krajach. Trudno się więc dziwić, że fintechy wybierają Wilno zamiast Berlina czy Warszawy.
Korzystanie z usług instytucji licencjonowanych na Litwie będzie miało jednak jeden mankament, z którego pewnie nie każdy klient w Polsce zdaje sobie sprawę. Może to być szczególnie istotne dla osób lokujących swoje oszczędności w bankach działających na podstawie zezwolenia uzyskanego w Wilnie. Depozyty do 100 tys. euro znajdujące się w tych instytucjach będą oczywiście gwarantowane przez instytucje publiczne. Oznacza to, że w razie kłopotów finansowych banku x czy y deponenci odzyskają swoje oszczędności do takiej kwoty. Gwarancje zapewniać będzie jednak nadzór tego kraju, w którym dana instytucja uzyskała licencję.
Nie chcę krakać, a tym bardziej nie życzę nikomu bankructwa, ale dobrze wiecie, że takie sytuacje wciąż się zdarzają i zakładam, że nadal będą się zdarzać. Dlatego dobrze by było, aby klienci z Polski deponujący oszczędności w banku z zezwoleniem litewskim, estońskim czy jeszcze jakimś innym mieli świadomość, że to władze tamtych krajów będą organizować zwroty pieniędzy, jeśli którejś z licencjonowanych przez nie instytucji powinie się noga. Pojawia się też pytanie, czy odpowiednik Bankowego Funduszu Gwarancyjnego z niewielkiej Litwy poradzi sobie z wypłatami dla kilku czy kilkunastu milionów klientów np. banku Google, gdyby taki powstał, a później upadł, albo Revoluta, który już dziś ma niemal tylu klientów co Litwa mieszkańców?