Niektórzy eksperci sądzą, że szerząca się pandemia może się okazać szpilką, która przebije startupową bańkę w branży fintech
Dwadzieścia lat po pęknięciu bańki internetowej (dot-com buble) nadszedł czas kolejnego kryzysu w branży technologicznej. Kryzysu, którego część firm zapewne nie przetrwa. Dla wielu startupów będzie to prawdziwy test, bo do tej pory ich celem był jedynie szybki wzrost biznesu mierzony np. liczbą klientów czy zarejestrowanych użytkowników. Kwestie marży i zysku schodziły na plan dalszy.
O tym, że o wysokich wycenach wielu nowych projektów decyduje bańka inwestycyjna, która będzie musiała pęknąć, w branży startupowej mówi się od wielu lat. Jeszcze do niedawna inwestorzy rozdawali pieniądze lekką ręką, a jednorożce, czyli firmy wyceniane na więcej niż miliard dolarów, liczono nie w dziesiątkach, lecz setkach. Przypadki, gdy startupy nie tylko nie wykazywały zysków, ale nawet perspektywy ich osiągnięcia, a mimo to były wyceniane na setki milionów dolarów lub więcej, wcale nie były rzadkie. Problemem "palenia" przez nie pieniędzy nie przejmowano się jednak, jeśli udawało się im wykazywać przyrosty liczby nowych klientów. Wszystko to dotyczy oczywiście także branży fintech.
Jednak sytuacja może ulec diametralnej zmianie. W obliczu pandemii koronawirusa część specjalistów wieszczy, że ze względu na nadciągający kryzys inwestorzy przykręcą kurek z pieniędzmi, a startupy, aby przetrwać, będą musiały same na siebie zarobić, nie tylko szukając dodatkowych przychodów, ale i tnąc koszty. To z kolei może zaowocować spadkiem wycen tych firm i wieloma akwizycjami.
Być może w głównej roli wystąpią tu banki, które zechcą wykorzystać tę okazję do przejęcia swoich niebankowych konkurentów. Kryzys może być dla nich bardziej łaskawy, ponieważ dysponują odpowiednimi środkami, doświadczeniem, renomą oraz zaufaniem klientów. Ci ostatni w niepewnych czasach mogą mniej chętnie korzystać z usług młodych i jeszcze niedoświadczonych firm. Dodatkowym atutem banków mogą być pracownicy pozyskani z fintechów przeprowadzających restrukturyzacje.
Czy zatem w najbliższym czasie można liczyć na przejęcia w tej skali, jak zrealizowana niedawno akwizycja firmy Plaid, za którą zapłacono 5,3 mld dolarów? Fintechy pokroju Revoluta, które w ostatniej chwili zdążyły zamknąć kolejną rundę finansowania na razie zapewne mogą spać spokojnie. Los pozostałych jest w rękach natury i zależy od dynamiki rozwoju pandemii. Jeśli ta szybko spowolni i nie spowoduje tak wielkich perturbacji w koniunkturze, jak przewidują ekonomiści, czarny scenariusz się nie zrealizuje.