Czytając o tym, który to bank zaordynował większe podwyżki prowizji, pamiętajcie, że wcale nie musicie płacić za kartę czy konto więcej niż wcześniej
Dyrektorzy finansowi w bankach nie mają ostatnio lekkiego życia. Podatek bankowy, większe wydatki na Bankowy Fundusz Gwarancyjny, wpłata na fundusz wspierania kredytobiorców walutowych, potencjalnie wysokie koszty ustawy frankowej, a na dodatek rekordowo niskie stopy procentowe, przez co i dochody z odsetek są mniejsze niż jeszcze kilka lat temu. Wszystko to skłania bankowców do ratowania się podwyżkami cen. Nie ma się co oszukiwać, będzie drożej.
Jednak gdy czyta się niektóre teksty w gazetach czy internecie na temat ostatnich zmian w taryfach opłat i prowizji, można odnieść wrażenie, jakby spadła na nas jedna z egipskich plag. A jeżeli nie zdążyliście jeszcze zamknąć konta, to najpewniej jego dostawca już dawno puścił Was z torbami, tylko jeszcze o tym nie wiecie.
Tymczasem bankowcy, co by o nich nie mówić, swój rozum i logikę mają. Przecież nie wyleją dziecka z kąpielą i nie podniosą cen tak, abyście od nich uciekli. Śmiem twierdzić, że niektóre produkty mogą w najbliższym czasie nawet stanieć. Mam na myśli choćby krótkoterminowe kredyty gotówkowe czy karty kredytowe, które są źródłem wysokich przychodów. Nie zdziwię się, jeśli walcząc o klientów szukających takich produktów banki, podgryzane dodatkowo przez firmy pożyczkowe, będą w stanie obniżyć swoje ceny.
Te rosną na razie wybiórczo. Raiffeisen Polbank podniósł opłaty użytkownikom mniej popularnych kont, ale swojego flagowego produktu, czyli Konta Wymarzonego, nie ruszył. Zresztą gdyby to zrobił, pogrążyłby się wizerunkowo, bo wcześniej zagwarantował jego użytkownikom niezmienność podstawowych warunków finansowych. PKO BP podniósł ceny VIP-om oraz prowizje za korzystanie ze starszych kont, ale najważniejsze rachunki, z których korzysta gros klientów, nie podrożały. Z kolei mBank i Pocztowy uderzyły przede wszystkim w mniej wrażliwych na ceny klientów firmowych. Tylko Citi przywalił po równo, ale do tego wszyscy już zdążyli się przyzwyczaić.
Prowadzi mnie to do wniosku, że zdecydowana większość klientów nie odczuje ostatnich podwyżek. Jeżeli już, to łatwo będą mogli ich uniknąć rzadziej korzystając z bankomatu a częściej płacąc za zakupy kartą. W skrajnej sytuacji będą mogli zmienić bank, bo wciąż jest sporo takich, które kuszą darmowością lub prawie darmowością, a bonusów i zachęt do zakładania rachunków można znaleźć dużo. Problem w tym tylko, że Polacy nie lubią zmieniać banku. A może po prostu ten, który mają, wcale nie jest taki zły?