Nie, nie tylko dlatego, że są tacy dobrzy...
Na wstępie warto przypomnieć, że słowo haker odnosi się do jednostek wybitnie uzdolnionych w dziedzinie informatyki, ale nie tych, którzy wykorzystują swoją wiedzę w niecnych celach. Ci, którzy tak robią, to crackerzy i to oni odpowiedzialni są za ataki na serwery banków czy innych instytucji.
W mijającym roku rynkiem wstrząsnęła wiadomość o ataku przeprowadzonym nader skutecznie na Plus Bank. Cracker skradł dane klientów, a wywołane przez niego szkody szacowano na 4 mln zł. I co? Przechodząc na slang zbliżony do przestępczego – wpadł i sypie. Mój dzisiejszy felieton nie ma być jednak panegirykiem na część sprawnej policji. Pytanie zatem brzmi: czy był tak dobry, że przełamał bankowe zabezpieczenia, czy były one do kitu? A może klienci jacyś nieostrożni byli?
Wiele lat temu przedstawiciele pewnego dużego banku opowiadali historię, jak to po rozpoczęciu remontu budynku mieszczącego jeden z oddziałów zgłosił się do nich bardzo, delikatnie mówiąc, podenerwowany klient z zarzutem, że robotnicy pomalowali ścianę wokół bankomatu, na której zapisany był PIN do jego karty. Z wyrzutem pytał: jak ja teraz gotówkę pobiorę? Wypowiedź była oczywiście znacznie dłuższa i odpowiednio „okraszona".
Powyższa historyjka pokazuje, jak nonszalanckie bywa nieraz podejście klientów do podstawowych zasad bezpiecznego korzystania z kart czy rachunków. Z drugiej strony z przeprowadzonych jakiś czas temu badań wynika, że część wielkich zagranicznych banków nie szyfrowała połączeń ze swoimi klientami bankowości elektronicznej!!! Nieważne, jaka część - takich przypadków w ogóle nie powinno być.
No i strona trzecia. Taki cracker (trzymajmy się tej nazwy) uczynił sobie z przestępstwa źródło dochodów. To jego wybór i zapewne jest do tego stylu życia przywiązany. Można zatem przyjąć, że doskonalenie tego procederu sprawia mu przyjemność a jego efekty jeszcze bardziej.
W rezultacie mamy oto sytuację następującą: z jednej strony – fachowiec, stale się dokształcający. Z drugiej bank, mający „na głowie" z przeproszeniem kupę różnych spraw, wśród których bezpieczeństwo klientów jest tylko jedną z nich. Kwestią dyskusyjną jest, czy najważniejszą.
I wreszcie strona trzecia: niefrasobliwi klienci, którzy potrafią podać dane logowania na własne konto na stronie otwartej z przypadkowego linka i odrobinę tylko przypominającej stronę ich banku. Ci sami klienci potrafią też uwierzyć, że oto napisał do nich prawdziwy bankowiec z Londynu, który znalazł rachunek z zalegającymi na nim milionami funtów i szuka pomocy w ich wydaniu. A to przecież tylko przykłady czasem czegoś więcej niż niefrasobliwości bo głupoty niektórych klientów.
Jaki zatem z tego morał? Wszystkiemu winni są ludzie: niedbali bankowcy, głupawi klienci, fachowi złodzieje. Tym ostatnim będzie się dostatnio żyło do czasu, kiedy sprzed słów „bankowcy" i „klienci" nie znikną przymiotniki, którymi ich powyżej określiłem.