Władze stolicy Małopolski wbrew rozwijającym się trendom wprowadzają Kartę Krakowską. Czy to się może udać?
Jak podały lokalne media, w tym np. serwis Magiczny Kraków, od lipca bieżącego roku mieszkańcy tego miasta będą mogli korzystać z nowego instrumentu – Karty Krakowskiej. Będzie ona umożliwiać nabywanie biletów komunikacji miejskiej ze zniżką w wysokości 20 proc., tańszych wejściówek do miejskich muzeów i galerii a w przyszłości także innych produktów i usług rabatowanych od przedsiębiorców, którzy zdecydują się przystąpić do tworzonego przez miasto systemu.
Cel wprowadzenia na rynek Karty Krakowskiej jest szczytny. Władze chcą w ten sposób utrwalać więź mieszkańców z miastem, działać na rzecz zwiększenia liczby osób przebywających na stałe w Krakowie, zwiększać dostępność usług publicznych i zmniejszać zanieczyszczenie powietrza. Zniżki na komunikację publiczną mają zachęcać do pozostawienia samochodu w garażu. Kartę będą mogły otrzymać osoby zameldowane na pobyt stały w Krakowie lub płacące tu podatek dochodowy. Koszty związane z wdrożeniem karty szacuje się na 3,3 mln zł tylko w pierwszym roku funkcjonowania systemu.
Karta Krakowska to już trzeci plastik, jaki może zawitać do portfeli mieszkańców Krakowa. Przypomnę, że mogą oni już korzystać m.in. z Małopolskiej Karty Aglomeracyjnej umożliwiającej poruszanie się środkami transportu publicznego po województwie. Kraków wydaje także Krakowską Kartę Miejską, która służy za bilet komunikacji miejskiej w stolicy regionu.
Decyzja władz Krakowa, aby postawić na własną, nową kartę, a co za tym idzie i na budowę oddzielnego ekosystemu, to postępowanie wbrew najważniejszym trendom. Przypomnę, że wiele polskich miast pracuje obecnie nad usprawnieniem i unowocześnieniem płatności za usługi miejskie w oparciu o istniejącą już infrastrukturę płatniczą.
Przykładem może być choćby Wrocław, który w marcu uruchomi nowy system opłat za przejazdy komunikacją miejską. Umożliwi to rezygnację zainteresowanych tym mieszkańców z dodatkowych kart i papierowych biletów. Przejazdy autobusami czy tramwajami będzie można opłacać poprzez przyłożenie do odpowiednich czytników dowolnej bankowej karty zbliżeniowej.
Rozwiązanie wprowadzane przez Wrocław funkcjonuje już w mniejszych miejscowościach, takich jak Rybnik czy Jaworzno a następne ośrodki, takie jak np. Łódź czy Warszawa, przymierzają się do jego wprowadzenia. Jest tanie, choćby dlatego, że nie wymaga zakupu dodatkowych plastików oraz jest przyjazne dla mieszkańców i turystów, którzy nie muszą nawet znać odpowiednich taryf biletowych. Wystarczy, że skorzystają z własnej karty płatniczej, a system naliczy opłatę zgodnie z obowiązującym cennikiem.
Co ciekawe decyzja takich samorządów jak Wrocław, aby postawić na wykorzystanie już istniejącej infrastruktury do usprawnienia płatności miejskich, podyktowana jest nie tylko chęcią podążania za światowymi trendami, ale i doświadczeniami innych polskich aglomeracji, które postawiły w przeszłości na oddzielne plastiki. Mam tu na myśli na przykład Śląską Kartę Usług Publicznych. Instrument ten jest na rynku od kilku lat, kosztował już niemal 200 mln zł, a wciąż ciężko znaleźć na Śląsku mieszkańca, który na temat ŚKUP wypowiadałby się w samych superlatywach. Ciekawe jak będzie w Krakowie.