Biuro Informacji Kredytowej pokazało statystyki, z których wynika, że wydawnictwo kart kredytowych w Polsce wciąż spada. Bankowców to pewnie nie cieszy, ale dla rynku nie jest chyba takie złe
Z danych BIK wynika, że w okresie od stycznia do czerwca działające w Polsce banki wydały ok. 533 tys. kart kredytowych z limitem wynoszącym łącznie 2,2 mld zł. Pod względem liczby rynek cały czas notuje spadek - w stosunku do I poł. roku ubiegłego o 1,5 proc. Wartość przyznanych limitów była jednak wyższa aż o 8,4 proc.
Statystyki BIK-u wskazują również, że obecnie w portfelach Polaków jest 6,2 mln kart kredytowych, które mają limit w wysokości ponad 32 mld zł. Wykorzystany jest w 39 proc. Aktywnie z kart kredytowych korzysta 3,8 mln klientów.
Zdaniem przedstawicieli biura na razie nie widać symptomów wskazujących na to, żeby spadkowy trend na rynku kart kredytowych zaczął się odwracać. – Ale myślę, że w najbliższym czasie mogą się pojawić, co może być efektem obniżki interchange. W przypadku transakcji kartami kredytowymi jest ona wyższa. Banki mogą więc zachęcać swoich klientów, by korzystali z kart kredytowych a nie debetowych – powiedział Mariusz Cholewa, prezes BIK.
Interchange to prowizja jaką właściciele sklepów odprowadzają do banków z tytułu przyjętych płatności kartami. Od lutego tego roku interchange została w wyniku ustawowej regulacji obniżona do 0,2 proc. i 0,3 proc., odpowiednio dla kart debetowych i kredytowych.
Zastanawiające jest, że przy spadku liczby kart dynamicznie rośnie przyznany w ich ramach limit. Zdaniem przedstawicieli BIK dzieje się tak z dwóch powodów. Po pierwsze, przy spadających stopach procentowych rośnie zdolność kredytowa klientów, a z taką sytuacją mamy dziś do czynienia. Banki mogą więc przyznawać wyższe limity. Ponadto rośnie średnie wynagrodzenie, a to także wpływa na podwyższenie zdolności kredytowej klientów.
Moim zdaniem na taki stan rzeczy wpływ ma jeszcze jeden czynnik, o którym specjaliści z BIK nie wspominają. Na rynku jest kilka banków, w przypadku których sprzedaż kart kredytowych rośnie – to choćby BZ WBK. Jak to możliwe przy kurczącym się rynku? Jedynym wytłumaczeniem jest tylko to, że liderzy podbierają klientów konkurencji. Przy niskich stopach procentowych nie mogą jednak tego robić dając niższe oprocentowanie. Ale mogą oferując wyższe limity…
Ciekawa jest również różnica w statystykach na temat liczby kart kredytowych publikowanych przez BIK i Narodowy Bank Polskich. NBP podaje, że na koniec marca kredytówek było niecałe 6 mln, czyli kilkaset tysięcy mniej niż wynika z bazy BIK. Przedstawiciele biura powiedzieli mi, że wytłumaczeniem może być fakt, iż w danych BIK uwzględniono rachunki kart kredytowych a nie same plastiki. Jeżeli więc bank wysłał kartę, ale ta nie została przez klienta aktywowana, to może ona znaleźć się w danych NBP lecz niekoniecznie znajdzie się w danych BIK.
Spadająca liczba kart kredytowych na pewno nie cieszy bankowców, bo jest jednym z wielu zjawisk, które w ostatnim czasie niekorzystnie wpływają na ich przychody, a co za tym idzie, i zyski. Z drugiej strony nie oceniałbym tego aż tak źle.
Po pierwsze przy rosnącym limicie i utrzymującym się na stałym poziomie wskaźniku wykorzystania tego limitu, zadłużenie klientów na kartach rośnie. W I poł. ubiegłego roku było to 11,8 mld zł a na koniec czerwca 2015 roku – 12,4 mld zł. Nie ma co się oszukiwać, przy tak niskiej prowizji interchange gros przychodów banków z kart kredytowych to odsetki od zadłużenia a nie prowizje.
Natomiast zmniejszająca się liczba kart kredytowych daje nadzieję na to, że klienci zaczynają podchodzić do tego produktu racjonalnie i z większą ostrożnością. Nie każdy z karty kredytowej potrafi korzystać. Łatwo za jej pomocą wyhodować sobie wieczny dług, co jest potencjalnym ryzykiem także dla banku.