Partnerzy strategiczni
Partnerzy wspierający
Partnerzy wspierający
Partnerzy wspierający
Partnerzy merytoryczni
Czy KIR będzie jak rosyjski Mir?

O tym jak historia lubi zataczać koła. Okazuje się, że także w kwestii finansów...

Właśnie obejrzałem filmik pokazujący nową pralkę, produkt jakiejś kanadyjskiej firmy. Jako jej ogromną zaletę podaje się fakt, że... nie wykorzystuje energii elektrycznej! Uruchamiana jest i napędzana siłą mięśni użytkownika (dokładnie jego nogi naciskającej pedał, nadający bębnowi pralki ruch obrotowy). Czyż to nie fantastyczny przykład potwierdzający prawdziwość powiedzenia, że historia lub zataczać koło? Wszak pierwsze urządzenia pomagające w codziennym życiu, takie jak np. maszyny do szycia, zanim zostały wyposażone w elektryczne silniki, napędzane były już lata temu siłą ludzkich mięśni.

Okazuje się, że podobne przykłady można znaleźć również w bankowości. A konkretnie mam na myśli powracający od pewnego czasu pomysł reaktywacji polskiego systemu kartowego. Był taki kiedyś w naszym kraju, ale umarł dawno temu między innymi dlatego, że działał tylko na terenie naszego kraju. Ponadto banki nie widziały sensu inwestowania w niego, skoro na tacy miały wyłożone karty od MasterCarda i Visy, globalne i nowoczesne.

Przeczytajcie także: Bogaty jak Polak

Teraz pomysł jednak wraca, a krajowy system kartowy ma przynieść bankom oszczędności. Lokalne rozliczanie transakcji za pośrednictwem polskiej infrastruktury powstającej w Krajowej Izbie Rozliczeniowej ma być tańsze niż dokonywanie jej przez organizacje międzynarodowe. Temu rozumowaniu sprzyja fakt, że zdecydowana większość operacji dokonywanych kartami wydanymi przez banki z Polski odbywa się na terenie naszego kraju. Takie oszczędności, o ile uda się jej wypracować, będą jak na wagę złota dla banków, których wysokie marże są ostatnio raz po raz atakowane z różnych stron, że o obniżce prowizji interchange czy wydatkach na ratowanie SKOK-ów tylko wspomnę.

Teraz spodziewam się, że prace nad polską kartą nabiorą tempa. Straty z tytułu interchange to bowiem drobiazg w porównaniu z tym, co dla bankowego biznesu oznacza wprowadzenie podatku bankowego. W takiej sytuacji każdy krok zwiększający przychody bądź obniżający koszty będzie dobry. W niektórych bankach w górę poszły już (a w innych pewnie zaraz pójdą) marże kredytów hipotecznych, drożeją karty, rosną prowizje za prowadzenie rachunków osobistych i firmowych. Polski instrument płatniczy, tańszy w wydawnictwie, byłyby więc idealnym narzędziem uzupełniającym te działania.

Przeczytajcie także: Gotówka jest jak silnik spalinowy

Pojawia się jednak pewna wątpliwość. Lokalne systemy kartowe działają w wielu krajach, m.in. w Niemczech, we Francji czy w Portugalii. Ale wszędzie tam powstały lata temu, a dziś borykają się z pewnymi problemami. Choćby takimi prozaicznymi, jak brak możliwości zapłaty lokalną kartą za zakupy dokonywane przez klienta w zagranicznym sklepie internetowym. Przy rosnącej globalizacji e-commerce problem ten zaczyna mieć znaczenie.

Mam więc wrażenie, proszę mnie poprawić jeśli się mylę, że lokalna karta to przeżytek, podobnie jak maszyna do szycia na pedały. Może oczywiście się zdarzyć, że ktoś będzie potrafił uczynić z lokalności karty zaletę, podobnie jak ta kanadyjska firma sprzedająca pralki potrafiła zrobić z braku silnika elektrycznego. I szczerze życzę pomysłodawcom polskiej karty, żeby im się to udało. Wydaje mi się jednak, że zadanie przed nimi trudne. Co ciekawe efekty ich zmagań z rzeczywistością będziemy mogli porównywać do osiągnięć naszych wschodnich sąsiadów, gdzie właśnie wystartował rosyjski system kartowy o nazwie Mir. Na pewno będzie więc ciekawie.

KATEGORIA
FELIETONY
UDOSTĘPNIJ TEN ARTYKUŁ

Zapisz się do newslettera

Aby zapisać się do newslettera, należy podać adres e-mail i potwierdzić subskrypcję klikając w link aktywacyjny.

Nasza strona używa plików cookies. Więcej informacji znajdziesz na stronie polityka cookies