Związek Banków Polskich rekomenduje, by krajowy schemat oprzeć na funkcjonujących już rozwiązaniach i zdecydowanie odradza budowę od podstaw tzw. polskiej karty
Trwa przeciąganie liny między resortem rozwoju, prącym do powołania tzw. polskiej karty płatniczej, a bankami, które nie widzą w tym interesu. Być może wkrótce dojdzie na tym polu do jakiegoś przesilenia. Na 12 grudnia 2016 r. zaplanowano bowiem posiedzenie tzw. komitetu sterującego programem "Od papierowej do cyfrowej Polski", podczas którego bankowcy zaprezentują wyniki prac zespołu powołanego do analizy budowy krajowego schematu płatniczego. Udało mi się dotrzeć do dokumentu, który ma być wówczas przedstawiony. Jest miażdżący dla koncepcji polskiej, plastikowej karty. Jeżeli jego kształt przez najbliższe dni się nie zmieni, resort rozwoju raczej nie będzie zadowolony.
Otóż z dokumentu jasno wynika, że zespół złożony z przedstawicieli kilkunastu banków, w tym państwowego PKO BP, stanowczo nie rekomenduje budowania od podstaw nowego, kartowego schematu płatniczego, opartego o wydawnictwo plastikowej karty. Jak powiedziała mi osoba zbliżona do zespołu, budowa takiej karty miałaby uzasadnienie tylko w sytuacji, gdyby większość dużych banków zadeklarowała, że wszystkim swoim klientom zdecyduje się z dnia na dzień wydawać polską kartę. A to mało prawdopodobne, bo banki są związane długoletnimi umowami z organizacjami międzynarodowymi i jest nierealne, że te umowy zerwą. Oznaczałoby to utratę znacznych bonusów otrzymywanych od tych instytucji.
Przeczytajcie także: mBank wchodzi do programu Payback
Poza tym w toku prac zespołu nie udało się ustalić, jaka firma miałaby być podmiotem wiodącym w procesie budowy polskiej karty. Wśród tych, które tę rolę mogłyby spełniać, wymieniano KIR oraz Polski Standard Płatności. Ostatecznie to jednak banki musiałyby za budowę karty zapłacić, bo to one są udziałowcami obu spółek. W sytuacji gdy systemy płatnicze, a więc międzynarodowe kartowe oraz krajowy mobilny, działają i spełniają swoją rolę, inwestycja w kolejny nie ma uzasadnienia ekonomicznego.
Zamiast tego zespół roboczy rekomenduje rozwijanie istniejących już krajowych rozwiązań mobilnych w obszarze płatności, a więc przede wszystkim Blika, a także utworzenie tzw. federacyjnego schematu krajowego. Miałoby to polegać na przygotowaniu zespołu różnych warunków, po spełnieniu których każdy podmiot obecny na polskim rynku lub zamierzający tu wejść, mógłby pełnić rolę krajowego schematu płatniczego.
Wśród warunków, o których mowa, jest przede wszystkim wymóg procesowania transakcji na terenie Polski, posiadanie tu spółki oraz lokalne rozliczanie się z podatków, specjalne warunki finansowe dla transakcji w urzędach administracji publicznej - jak to określono - polonizacja cenników oraz umów zawieranych z bankami, akceptantami czy agentami rozliczeniowymi, itd. Instytucje, które by te wszystkie warunki spełniły, mogłyby na oferowanych przez siebie plastikowych kartach umieszczać dodatkowe funkcje, takie jak dowód potwierdzający tożsamość, kartę ubezpieczenia zdrowotnego, itp.
Przeczytajcie także: Alior zapowiada zwolnienia grupowe
Federacyjny schemat krajowy zakłada jednak, że wszystkie transakcje płatnicze dokonywane plastikową kartą, a więc krajowe i zagraniczne, przechodziłyby przez systemy już istniejących organizacji, a więc np. Mastercarda, Visy czy podmiotów jeszcze nieobecnych w Polsce, ale tym zainteresowanych, jak np. Discover czy JCB. Ciekawe, jak to oceniacie. Według mnie wygląda to rozsądnie.
Z informacji, które udało mi się uzyskać, wynika jednak, że Ministerstwo Rozwoju już zna wyniki prac zespołu roboczego bankowców i, delikatnie mówiąc, nie jest z nich zadowolone. Tajemnicą poliszynela jest, że resort dąży do stworzenia całkowicie nowej, plastikowej karty płatniczej, na której logo międzynarodowej organizacji potrzebne ma być tylko po to, by można było nią płacić za granicą. Na karcie miałyby więc być dwie aplikacje płatnicze: jedna do transakcji krajowych, przechodzących przez nowy, polski schemat, oraz druga dla płatności zagranicznych procesowanych w infrastrukturze instytucji międzynarodowych.
Z tego co usłyszałem, wynika, że władze Ministerstwa Rozwoju są zdeterminowane, aby swój cel osiągnąć. I wytaczają działa, które mają im w tym pomóc, czyli zmusić banki, aby koncepcję resortu zrealizowały. Mówi się więc, że ministerstwo może przygotować nową regulację rynku kartowego w Polsce. Wśród jej elementów ma być obniżenie do 0 proc. prowizji interchange od transakcji kartami debetowymi, zakaz pobierania opłat za wydawanie i obsługę kart debetowych wydawanych do wszystkich rachunków oraz zakaz przekazywania przez organizacje kartowe do banków jakichkolwiek opłat, które miałyby zastąpić interchange. Opcjonalnie wspomina się również o możliwości wprowadzenia maksymalnego limitu na opłatę MSC, czyli całą prowizję odprowadzaną przez sklepy do operatora terminala z tytułu płatności przyjętych kartami. Regulowana miałaby więc być marża agenta rozliczeniowego, co byłoby ewenementem na skalę światową.
Przeczytajcie także: Co Alicki zrobi z KIR-em? Odpowiedź wkrótce
Źródło zbliżone do władz MR mówi, że pomysł takiej regulacji ma wkrótce trafić do konsultacji z KNF, UOKiK i NBP. Jeśli instytucje te nie zgłoszą zastrzeżeń regulacyjnych, to pomysły zostaną sprowadzone do poziomu założeń i trafią do Rządowego Centrum Legislacji, które przełożyć je ma na projekt ustawy. Zakłada się jednak, że przy szerszym poparciu politycznym możliwa jest także tzw. szybka ścieżka, czyli projekt przedstawi grupa posłów, a wówczas nie będzie on musiał być poddany szerszym konsultacjom i uzgodnieniom.
Zapewne części z Was te pomysły są już znane. Tak, tak. W podobny sposób resort rozwoju negocjował z bankami obniżkę interchange na transakcje kartami w urzędach administracji publicznej. Wówczas banki ostatecznie zgodziły się, uznając zasadę pro publico bono, zrezygnować z większości swoich przychodów z tytułu transakcji w urzędach. Wypracowano porozumienie, w ramach którego w zamian za rezygnację banków z przychodów od transakcji w administracji, MR miało dać im kilka gwarancji. Chodziło przede wszystkim o obronę przed władzami antymonopolowymi, gdyby te uznały porozumienie za zmowę cenową, oraz zapewnienie, że rząd nie będzie próbował już obniżać interchange. Do dziś jednak MR porozumienia nie podpisał i wychodzi na to, że nie ma zamiaru. Zatem wdrożenie w każdym urzędzie bezpłatnego terminala płatniczego jak na razie wisi na włosku.
Co może dziać się dalej? Nie wiem, czy resort rozwoju zdecyduje się użyć swojego straszaka i projektowi nowej regulacji nada bieg. Jeżeli do tego dojdzie, a parlament przyjmie go w przedstawionym kształcie, system kartowy w Polsce zostanie praktycznie pozbawiony finansowania. Czy taki eksperyment ma rację bytu? Poza tym byłoby to chyba nie na rękę samego pomysłodawcy. Bo jak operator polskiej karty płatniczej przekona sieci handlowe do tego, aby zechciały ją akceptować? Jeżeli wszystkie karty debetowe będą dla nich bezpłatne, w akceptacji polskiej karty nie dostrzegą korzyści. Przy tym regulacja taka może dobić polski wynalazek, czyli internetowe płatności nieregulowanymi pay by linkami. Sklepy internetowe nie będą chciały przyjmować nimi wpłat w sytuacji, gdy karty będą bezpłatne.